AFRYKA OCZAMI STUDENTKI WSEIZ

AFRYKA OCZAMI STUDENTKI WSEIZ

IMG 7342

Afryka. Pierwsze skojarzenia wielu ludzi to brak cywilizacji, dzikość, egzotyka, nieznane czy też strach. Owszem, boimy się Afryki. Jesteśmy przerażeni perspektywą znalezienia się w miejscu tak bardzo nieznanym, tak odległym kulturowo. Tak naprawdę jeszcze wielu Europejczyków uważa Afrykańczyków za dzikusów. Przerażają nas także choroby, na temat których tak mało wiemy. Przed pierwszym wyjazdem również miałam głowę pełną obaw i pytań bez odpowiedzi. Teraz już wiem, że nie trzeba się bać.

Angola. Państwo położone w południowo-zachodniej Afryce. To tutaj zdecydowałam się wyjechać na dwumiesięczny staż w biurze architektonicznym. Odkąd sięgam pamięcią, fascynowała mnie Afryka. Marzyłam, żeby kiedyś stanąć na Czarnym Lądzie, kiedy więc znalazłam ogłoszenie na jednym z portali internetowych, nie zastanawiałam się długo nad wysłaniem swojego CV. Na staż wyleciałam w październiku 2014 roku. Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Przez całą podróż towarzyszyło mi jednak uczucie, że w tym miejscu się odnajdę. Tak też się stało i po odbytym stażu zdecydowałam się polecieć do Angoli raz jeszcze. Tym razem na rok.

Jeżeli ktoś wyobraża sobie pracę w biurze w Luandzie (uchodzącej za jedną z najdroższych stolic świata) jako posadę w przeszklonym wieżowcu – od razu wyprowadzam z błędu. Pracowałam głównie w jednokondygnacyjnych budynkach tymczasowych, zbudowanych z bloczków betonowych, pokrytych niebieską blachą falistą, znajdujących się na budowie. Klimatyzacja zamontowana była w każdym pomieszczeniu, ale sprawna – była luksusem. Firma, która mnie zatrudniała, jest generalnym wykonawcą trzech osiedli na terenie Luandy: Infinity Residence, Infinity Residence II oraz Urbanização Boa Vida. Nad tym ostatnim pracowałam najdłużej. Jest to największy projekt firmy. UBV to inwestycja związana z zagospodarowaniem ponad 70 hektarów terenu. Znajdować się tam będą m.in. cztery wewnętrzne zamknięte osiedla domów jednorodzinnych, hotel, pawilony handlowe, centrum rozrywki, szkoła. Nie ma się co dziwić zatem, że praca pochłaniała większość spędzonego w Angoli czasu. Udało się jednak zobaczyć też część piękna natury, jakim Angola jest obdarzona. Nie jest to kraj turystyczny, zatem w wielu miejscach spotykaliśmy wyłącznie lokalną ludność. Angolczycy są bardzo otwarci, żyją spokojnie, nigdy nigdzie im się nie śpieszy. Momentami miałam także wrażenie, że nie rozumieją, iż coś potrzebne jest teraz, już, że sprawa jest ważna. Czasami bywało to bardzo irytujące, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Podróżowałam po Angoli tak często, jak tylko to było możliwe. Przeżyłam kilka cudownych momentów, widziałam miejsca „zupełnie wyrwane z realnego świata, istniejące poza czasem i przestrzenią”. Chyba żaden opis i żadne zdjęcie nie będzie w stanie tych obrazów odtworzyć… i trochę mi tego brakuje, tj. miejsc, które tak bardzo wypełniały mnie swoim pięknem. 

Trasa z domu do pracy. Zatłoczone ulice to codzienność w Luandzie.

 

Trzeba jednak przyznać, że Angola to nie tylko dzikie piękno krajobrazu, nie tylko krótkie, fioletowe zachody słońca, żywe kolory nieba i traw. To też całkowicie inny rytm życia i pracy. Nagle okazuje się, że największymi zmartwieniami dnia codziennego stają się brak prądu, brak ciepłej wody lub też jej całkowity brak. Należało przywyknąć również do obecności karaluchów (zarówno na zewnątrz, jak i w domu), czy też do gekonów biegających po ścianach. Te ostatnie akurat polubiłam. Nie wszyscy Europejczycy są w stanie przystosować się do funkcjonowania w takich warunkach. Myślę jednak, że tego typu doświadczenia wiele uczą człowieka. Potrafimy później dużo więcej docenić i cieszyć się z tzw. „małych rzeczy”. Pamiętam sytuację, kiedy po pierwszych dwóch miesiącach korzystania tylko z zimnej wody, miałam możliwość wziąć ciepły prysznic – była to dziecięca radość.

Quiçama National Park

Kilka osób zadawało mi po powrocie do Polski pytanie: „Co dał Ci ten wyjazd?”. Przyznam szczerze, że ciężko odpowiedzieć na to pytanie… Pobyt w Angoli to nie tylko zarobione pieniądze, doświadczenie w pracy w biurze i na budowie, zapoznanie się z językiem portugalskim, poznanie tak odmiennej kultury i przygoda. To przede wszystkim poczucie, że jestem bogatsza jako człowiek.

Jedno z piękniejszych miejsc, w jakich miałam szansę się znaleźć - Pedras Negras w prowincji Malanje.

Jak napisał Marcin Mińkowski w jednej ze swoich książek: „Afryka we mnie tkwi, już nią nasiąkłem, już weszła mi pod powieki, do krwi i do serca. Noszę w sobie mroczne dno lasu, oślepiające słońce pustyni, maniok i koszmarne drogi […], i cwaniactwo małych naciągaczy. Tak już zostanie”.

Tekst oraz zdjęcia: Paulina Śliwka

 

Udostępnij wpis:

25 marca 2016